reklama

Maestro

fot. nadesłane
- Jeszcze tylko jedno zdjęcie. Prosimy, bardzo prosimy…
REKLAMA
Grupka wystrojonych w za ciasne sukienki kobiet otoczyła słynnego dyrygenta, by robiąc dziubki pozować do wspólnej fotografii. Przeciągnął wzrokiem jak niewidzialną batutą po ich wymalowanych na czerwono pełnych ustach, jakby szukał oparcia dla wzroku i miał niejasną nadzieję, że nagle zobaczy coś, co go poruszy, zaskoczy, ucieszy. Nie znalazł. 

Tłum gości utworzył szpaler, a on kroczył dostojnie w smokingu i przy głośnych brawach zasiadł na wysokim rzeźbionym krześle, oślepiony światłem reflektorów.

Czy naprawdę chcecie usłyszeć ode mnie prawdę? - pomyślał. Wprowadzało go w zdumienie ilekroć mówił im rzeczy przykre, a nawet bolesne, a oni za każdym razem kiwali głowami z zachwytem, klaskali, uśmiechali się i prosili o jeszcze…

Dawno już stracił nadzieję, że zapytają go o muzykę, o to wszystko, co kochał … Nie pytali. Nigdy. 

Dlaczego pytają mnie o to, czego nie wiem, na czym się nie znam – rozmyślał - kto wygra wybory, o czym śni prezydent, o rynki światowe, ekonomię… Skąd mam to wiedzieć.

No więc, zmyślał. Robił to od lat, a oni zapisywali skrzętnie każde jego zmyślone słowo. 

- Witamy Naszego Wieszcza! Młody konferansjer uśmiechał się zadowolony, że przypadła mu w udziale tak ważna uroczystość.

Na scenę wszedł niski, drobny mężczyzna o urodzie cherubina i zaśpiewał sopranem "O mio babbino caro" Pucciniego. 

Głos odbijał się od zabytkowych ścian i wzmocniony akustycznym rykoszetem wracał uderzając z wielką mocą... 

- Tatusiu… śpiewają, co za pomysł z tą arią, zgłupieli - pomyślał. Boże pomóż mi, dzisiaj ty się nimi zajmij, wyręcz mnie. Zrób to dla mnie, przecież jesteś Miłością – błagał Boga i równocześnie zastanawiał się, jak to się stało, że z taką łatwością uznali go za swojego duchowego ojca, wieszcza. 

Zamknął oczy i pozwolił się nieść śpiewowi.   

- Słowa wieszcza, szlag - pomyślał z niechęcią i odruchowo wciągnął brzuch, sięgnął ręką do czarnej muszki, którą zawiązała mu żona, kobieta, trwająca przy nim jak najwierniejszy żołnierz.

- A może to wszystko jest tylko dla niej? Przecież ona jedna mnie rozumie - pomyślał. Żona, pies przewodnik, obrońca, matka, kochanka, latarnia morska, muza... wszystko w jednej kruchej postaci - rozmyślał. Ona jedna wie, że zmyślam. Ale czy rzeczywiście jest tak, że tylko dla niej zmyślam… 

- A co, gdybym dzisiaj zrobił coś, co tylko potomni zrozumieją, odczytają jako dany przeze mnie święty znak. Wielka prawda zza grobu. W końcu dla nich jestem Bogiem – pomyślał. A kto by tam od razu zrozumiał Boga – uśmiechnął się. Pół Bóg, pół Dyrygent, w jednym – właściwie to miłe.

Poczuł zmęczenie i przeraził się, że impreza dopiero się zaczęła, a on z każdą chwilą słabnie i zachciało mu się spać. Ledwie ukrył ziewanie.

Cherubin żegnany oklaskami zszedł ze sceny. - Oddajemy głos naszemu Mistrzowi! - krzyknął konferansjer.

Dyrygent wstał, a światło reflektora podświetliło aureolę jego srebrnych włosów. 

- Miałem mówić do państwa na siedząco, ale postanowiłem, że to jednak musi się odbyć zupełnie inaczej. Ta chwila jest dla mnie szczególna i chciałbym, żeby państwo ją też tak zapamiętali. Może jako znak, duchowe drgnienie, jakieś ważne memento. Przygotowałem wcześniej wykład, ale dzisiaj wykładu nie będzie. Wiem, że uważacie mnie za swojego wieszcza, czekacie na wielką Prawdę i ja Ją wam dzisiaj powiem. Zawiesił głos i spojrzał na salę, na wszystkie te twarze pełne skupienia i powagi. No to jedziemy – pomyślał.
 
- Wlazł kotek na płotek - oto cała prawda! Zapamiętajcie ją i przekażcie innym – dodał. 
I jeszcze jedno… zanim stąd wyjdę muszę to państwu powiedzieć. 

Mam was w dupie!

Dziękuję. 

Zapadła cisza, publiczność zastygła w bezruchu. Wieszcz przemówił – szeptano – wieszcz przemówił, do nas…

Dyrygent przeciął salę i ruszył do wyjścia. Słychać było oddalające się kroki i dziecięcą piosenkę, którą nucił…
 
PRZECZYTAJ JESZCZE
pogoda Prabuty
5.3°C
wschód słońca: 07:06
zachód słońca: 15:48
reklama

Kalendarz Wydarzeń / Koncertów / Imprez w Prabutach